Dziś chcielibyśmy zabrać Was na Stary Żoliborz, tu bowiem znajduje się pewna maleńka uliczka. Jej patronką jest młoda kobieta, którą spokojnie można nazwać Wielką.
Hanka Czaki urodziła się 11 stycznia 1922 roku. Jej rodzicami byli Jadwiga i Tytus Czaki. Ojciec to polski działacz niepodległościowy, legionista, prezydent Brześcia nad Bugiem i Włocławka. W latach 1935-1940 Hania uczęszczała do Gimnazjum i Liceum im. Aleksandry Piłsudskiej. W tym samym czasie pełniła funkcję przybocznej w 8. Warszawskiej Żeńskiej Drużynie Harcerek. Studiowała na Wydziale Socjologii Tajnego Uniwersytetu Ziem Zachodnich, którego zajęcia odbywały się m.in. w mieszkaniu jej rodziców. Była łączniczką i sekretarką kierownika Wydziału Informacji w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej. Nosiła ona pseudonim Helena.
Chcąc oddać to co wydarzyło się później oddamy głos jej przedwojennemu sąsiadowi, zmarłemu niedawno Władysławowi Bartoszewskiemu. Hanka Czaki była bowiem jedną z bohaterek Alfabetu Bartoszewskiego, który ukazał się w 2007 roku na łamach "Tygodnika Powszechnego".
Przez półtora miesiąca po zwolnieniu z obozu Auschwitz, Bartoszewski – wycieńczony i cierpiący na ogólne zakażenie krwi – musi leżeć w łóżku. Opiekuje się nim koleżanka z sąsiedztwa: Hanka Czaki. Nalega, by spisał obozowe wspomnienia. Ale Bartoszewski nie może pisać, ma obandażowane dłonie i schodzą mu paznokcie. Zaczyna dziewczynie dyktować relację, która obok opowieści innych więźniów złożyła się na konspiracyjną broszurę pt. “Oświęcim. Pamiętnik więźnia". Autorką jest Halina Maria Krahelska, działaczka podziemnego Stronnictwa Demokratycznego. Jego działaczem jest również Jerzy Makowiecki, kierownik Wydziału Informacji w Biurze Informacji i Propagandy KG ZWZ, a jego sekretarką – właśnie Hanna Czaki.
Pewnego styczniowego dnia 1944 r. niemiecki patrol zatrzymuje dwie AK-owskie łączniczki: Hankę Czaki i Zofię Warzyńską. Mają przy sobie zaszyfrowane dokumenty i mikrofilmy. Po południu trzech gestapowców wkracza do mieszkania Czakich przy Słowackiego, gdzie akurat na wykład zebrali się studenci podziemnego Uniwersytetu Ziem Zachodnich. Niemcy aresztują rodziców Hanki, ciotkę, adiunkta Władysława Okińskiego, dziesięcioro studentów i łączniczkę Ewę Pohoską, która usiłowała ostrzec Czakich.
Tuż przed godziną policyjną informacja o aresztowaniu Hanki i o gestapowskim “kotle" na Słowackiego dociera do Bartoszewskiego. Następnego dnia kolejne wieści: czterech gestapowców na Szucha torturowało dziewczynę przez kilkanaście godzin. Ledwo żywą trzeba było wnieść na tzw. Serbię, do kobiecego oddziału więzienia na Pawiaku.
Czaki posyła gryps. Uspokaja, że nikogo nie zdradziła. Prosi Bartoszewskiego, aby w kuchni na Słowackiego zlikwidował skrytkę podłogową, gdzie leżą klucze szyfrowe, listy konspiracyjnych adresów i notatki. Działać trzeba błyskawicznie.
W akcji biorą również udział Stefan Rodkiewicz (pseudonim “Lech") i pracownik warszawskiej Kripo (policji kryminalnej), pracujący tam na zlecenie AK. Bartoszewski opowie po latach Andrzejowi Friszke: “Plan był taki: Rodkiewicz i tenże człowiek z Kripo mieli otworzyć drzwi. Grupa młodych, nieznanych mi z nazwisk ludzi stała na czatach wokół domu, aby obserwować, czy coś się nie dzieje przy wejściu na posesję, a ja miałem być użyty głównie do operacji oczyszczenia skrytki. To włamanie powinno było być robione dość dyskretnie, ponieważ piętro niżej pod mieszkaniem Czakich mieszkała jedyna w całym tym wielkim budynku rodzina »folksdojczy« pp. G., którzy w dodatku mieli telefon w mieszkaniu. Zdani bylibyśmy właściwie na ich dobrą albo złą wolę, bo gdyby zaalarmowali telefonicznie policję, to nie byłoby sposobu przeprowadzenia nawet najmniejszej akcji. Przy tym, ponieważ nie dało się dobrać do tych drzwi bezszmerowo, wyważono je w końcu jednym uderzeniem razem z pieczęcią policji niemieckiej. Huk był na całą kamienicę, ludzie prawdopodobnie umierali ze strachu, bo nie wiedzieli, co się tam dzieje".
Na szczęście nikt nie wzywa gestapo. Konspiratorzy zaś rozrzucają pojedyncze sztuki bielizny na schodach i podwórku, aby sprawić wrażenie, jakby spłoszono pospolitego włamywacza.
Pod koniec stycznia Hanka śle do Bartoszewskiego kolejny gryps: “Władeczku. Jutro znów przesłuchanie – zdaje się, że Mama i ciotka także. Ciekawam, czy to się już rozstrzygnie, czy jeszcze nie. Mam trochę tremy. Może jutro napiszę coś nowego, może nie będę z jakiegoś powodu mogła. Pamiętaj o rodzicach – oboje chorzy, długo więzienia czy jakiegoś Oświęcimia nie wytrzymają".
Pisze również, jak wyglądać powinna przyszła Polska: “Trzeba pamiętać, że fundamentem nowego ustroju będzie wychowanie nowego człowieka. Na nic najlepsze plany, bezcelowe wszelkie spory o rysunek ustroju, jeśli nie zdołamy stworzyć ludzi, którzy to podejmą. I nie jednostki to być mają a społeczność. A wychowanie ma wytworzyć w człowieku umiłowanie Prawdy, Pracy i Piękna".
Jakby zawstydzona patosem, dodaje: “Kończę i przepraszam – nie chciałam być ekscentryczną. Ściskam Was wszystkich. Pamiętajcie. Hania".
11 lutego w ruinach getta Niemcy mordują Hankę Czaki. Giną również rodzice dziewczyny, Okiński, Warzyńska, Pohoska oraz sześciu studentów i dwie studentki.
Na koniec nie pozostaje nam nic innego niż zaprosić Was na spacer. Gdy będziecie spacerować po Żoliborzu przystańcie na chwile na maleńkiej uliczce i oddajcie cześć wielkiej kobiecie, która jest jej patronką.
Niewielu Czakich przetrwało wojnę... A szkoda - Dzietna, bohaterska rodzina "przybranych" Polaków. Emigrowali z Węgier w 1711 roku (część rodziny tam została) po powstaniu Rakoczego. Przodek Hanki i mojej praprababki (stryjecznej siostry Tytusa) - Franciszek Feliks był oficerem (kapitan) i kartografem na służbie S.A. Poniatowskiego. W rodzinie byli i architekci, i aktorzy, i powstańcy listopadowi i styczniowi, Tytus - ojciec Hanki, w styczniu 1915 był ranny podczas walk Legionów, trafił do szpitala sióstr Zmartwychwstanek w Kętach. Mimo, iż był jednym z bliskich współpracowników Piłsudskiego jeszcze przed 1914 rokiem (członek organizacji bojowej PPS od 1905, twórca Strzelca na Podhalu iw Zakopanem, dziennikarz), a w międzywojniu współpracował m.in. z Falicjanek Sławoj Składkowskim, nie jest doceniony w żadnym polskim mieście ani ulicą, ani nawet skwerem.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Hanka - nie ma również swojego imiennego grobu, rozstrzelany w masowej egzekucji przez Niemców.