Dziś gdy spacerujemy warszawskimi ulicami, wśród wąwozów z żelaza i szkła, wśród betonowych blokowisk i w gwarze ulicznego zgiełku, nie sposób na pozór dostrzec tragedii miasta sprzed lat ponad siedemdziesięciu. Kroczymy dziś ulicami, których wielokrotnie przed wojną nie było i nie znamy na co dzień przebiegu tych, którymi nasi poprzednicy uciekali przed łapanką, czy godziną policyjną. Nie ma już, poza paroma niewielkimi pozostałościami, murów co przegrodziły ulice i więzi koleżeńskie, sąsiedzkie, ludzkie. Nie robił tego Polak czy Warszawiak, ale uczynił to obcy w mieście okupant, który gardził podbitymi narodami - jednych uznając za podludzi, a innych wprost za nieludzi. Trudny to był czas i nie łatwo było zdobyć się na opór, wiedząc, że szanse na powodzenie są niewielkie, a w zasadzie żadne, patrząc z militarnego punktu widzenia. A jednak dwukrotnie Warszawiacy chwycili za broń. Licząc na reakcję mocarstw ówczesnego świata. I dwukrotnie srodze się zawiedli. Dziś i w kolejne dni chcemy przypomnieć tamte wydarzenia, z wiosny roku 1943, gdy wybuchło Powstanie w Warszawskim Getcie. Za przewodnika po tamtych dniach posłuży Nam książka “1859 dni Warszawy” Władysława Bartoszewskiego.
18 kwietnia - niedziela
Rozchodzą się pogłoski, ze w najbliższych godzinach ma odbyć się jakaś wielka akcja policji w getcie, co wnioskowano m.in. ze znacznego skupienia w pobliżu kolaboracyjnych oddziałów pomocniczych ukraińsko-litewsko-łotewskich. "W kwietniu 1943 r. - opowiada marek Edelman, członek Komendy Żydowskiej Organizacji Bojowej z ramienia "Bundu", działający na tzw. terenie "szczotkarzy (zamkniętym ulicami: Świętojerską, Wałową, Franciszkańską i Bonifraterską) - mieliśmy do dyspozycji 22 grupy bojowe, których łączna siła nie przekraczała 220 ludzi, i to - nie posiadających większego doświadczenia bojowego i należytego wyszkolenia. Dowództwo ŻOB i niemal wszyscy członkowie organizacji zdążyli przed wojną przejść co najwyżej wyszkolenie w zakresie młodzieżowego przysposobienia wojskowego lub ruchu skautowego. Nie znaliśmy techniki budowy fortyfikacji, a przygotowując kryjówki podziemne nie przewidywaliśmy, że Niemcy zdecydują się na spalenie całej części miasta. Mimo to, gdy w nocy z 18 na 19 kwietnia 1943 r. nadeszły do nas pierwsze meldunki, że w najbliższych godzinach spodziewać się należy jakiejś wielkiej akcji niemieckiej przeciw gettu - zajęliśmy zamaskowane stanowiska na piętrach domów w różnych punktach dzielnicy i czuwaliśmy do świtu. Kilkadziesiąt tysięcy ludności nie objętej mobilizacją naszych grup chroniło się w piwnicach. Getto było jak wymarłe: nigdzie żywej duszy".
Tym razem nie zachęcamy do spaceru, ale do tego by na chwilę przystanąć i pomyśleć, o Tych co odeszli. Co zwyczajnie jak co dzień my do pracy lub szkoły, tak Oni wyszli do Powstania. Wychodząc wiedzieli, że nie wrócą ani do swych domów, ani do swych bliskich, ale tak samo jak ty i ja mieli w kieszeniach klucze od mieszkań, a w sercach miłość do ojców, matek, żon, mężów, braci, sióstr i dzieci. Wbrew pozorom nie wyróżniali się niczym szczególnym, poza tym aktem woli by pójść walczyć. Dziś nikt nas do walki nie zmusza, nie każe żegnać się z bliskimi, nie każe wybierać między biernym pogodzeniem się z wyrokiem śmierci, a rozpaczliwym krzykiem wyrażonym rzutem butelki czy strzałem z broni. Nikt nie wypędzi nas z mieszkań, a domów nie spali i nie zrówna z ziemią. Nie wysadzi naszych świątyń i ulic, placów i skwerów nie obróci w pustynię gruzów. Więc pamiętajmy o tych co odeszli, a także o tych którym teraz wojna zabiera to wszystko co i naszym poprzednikom zabrała. Lekcja płynąca z Powstania w Warszawskim Getcie jest taka, że zawsze jest wybór między biernością pogodzenia się z losem, a próbą zmierzenia się z nim w walce, więc dopóty walczysz jesteś zwycięzcą....
Komentarze
Prześlij komentarz