Dziś gdy spacerujemy warszawskimi ulicami, wśród wąwozów z żelaza i szkła, wśród betonowych blokowisk i w gwarze ulicznego zgiełku, nie sposób na pozór dostrzec tragedii miasta sprzed lat ponad siedemdziesięciu. Kroczymy dziś ulicami, których wielokrotnie przed wojną nie było i nie znamy na co dzień przebiegu tych, którymi nasi poprzednicy uciekali przed łapanką, czy godziną policyjną. Nie ma już, poza paroma niewielkimi pozostałościami, murów co przegrodziły ulice i więzi koleżeńskie, sąsiedzkie, ludzkie. Nie robił tego Polak czy Warszawiak, ale uczynił to obcy w mieście okupant, który gardził podbitymi narodami - jednych uznając za podludzi, a innych wprost za nieludzi. Trudny to był czas i nie łatwo było zdobyć się na opór, wiedząc, że szanse na powodzenie są niewielkie, a w zasadzie żadne, patrząc z militarnego punktu widzenia. A jednak dwukrotnie Warszawiacy chwycili za broń. Licząc na reakcję mocarstw ówczesnego świata. I dwukrotnie srodze się zawiedli. Dziś i w kolejne dni chcemy przypomnieć tamte wydarzenia, z wiosny roku 1943, gdy wybuchło Powstanie w Warszawskim Getcie. Za przewodnika po tamtych dniach posłuży Nam książka “1859 dni Warszawy” Władysława Bartoszewskiego.
19 kwietnia - poniedziałek
O pierwszym brzasku wkracza przez bramę nalewkowską do getta centralnego 850 SS-manów i 16 oficerów Waffen-SS. Dowodzi nimi osobiście SS-Oberführer Ferdinand von Sammern-Frankenegg. Siły hitlerowskie posuwają się w głąb pozornie uśpionych Nalewek pod osłoną czołgu, dwóch wozów pancernych i grupy Żydów z policji gettowej. Na rogu Nalewek i Gęsiej oraz Miłej i Zamenhofa bojowcy Żydowskiej Organizacji Bojowej obrzucają Niemców granatami i butelkami zapalającymi. Czołg płonie. Natarcie SS-manów załamuje się. Straty hitlerowców przy pierwszym ataku wynoszą 12 ludzi, siły niemieckie wycofują się teraz z getta.
O godz. 8 na miejsce von Sammerna dowództwo obejmuje nowo mianowany dowódca SS i policji Dystryktu Warszawskiego SS-Brigadeführer Jürgen Stroop, który kieruje akcją niszczycielską z punktu dowodzenia na ul. Zamenhofa. Ostrzeliwany tam kilkakrotnie, przenosi swój sztab do domu na ul. Żelaznej, poza obręb getta.
Oddziały hitlerowskie zdobywają szturmem dom przy ul. Zamenhofa 29 oraz kilka domów na Gęsiej i na Nalewkach, zmuszając bojowców do wycofania się z dachów i wyżej położonych punktów oparcia do piwnic i bunkrów.
Artyleria niemiecka zaczyna ostrzeliwać getto. Grupy Żydowskiej Organizacji Bojowej i Żydowskiego Związku Wojskowego stawiają napastnikom zacięty opór na pl. Muranowskim i na ul. Muranowskiej. Na jednym z domów na ul. Muranowskiej powiewa flaga biało-czerwona, a obok biało-niebieska - obie widoczne spoza murów getta, z ul. Bonifraterskiej.
O zmroku oddziały niemieckie wycofują się z getta, wzmacniając tylko straż wokół murów. Nie czują się na siłach prowadzić walki w nocy.
Wydarzenia w getcie warszawskim wywołują w mieście wstrząsające wrażenie. Tłumy ludzi zaczynają gromadzić się w pobliżu murów, obserwując przygotowania niemieckie do działań wojskowych na większą skalę w dzielnicy Żydowskiej.
Około godz. 19 na ul. Bonifraterskiej pomiędzy ul. Konwiktorską i Franciszkańską padają pierwsze strzały po polskiej stronie murów getta. To oddział dywersyjno-saperski Kedywu Okręgu Warszawskiego AK pod dowództwem kpt. Józefa Pszennego “Chwackiego” podjął próbę dokonania wyłomu w murach naprzeciwko ul. Sapieżyńskiej. W walce z przeważającymi siłami niemieckimi poległo dwóch żołnierzy AK biorących udział w szturmie: Eugeniusz Morawski “Młódek” i Józef Wilk “Orlik”, a trzech doznało ciężkich ran.
Tym razem nie zachęcamy do spaceru, ale do tego by na chwilę przystanąć i pomyśleć, o Tych co odeszli. Co zwyczajnie jak co dzień my do pracy lub szkoły, tak Oni wyszli do Powstania. Wychodząc wiedzieli, że nie wrócą ani do swych domów, ani do swych bliskich, ale tak samo jak ty i ja mieli w kieszeniach klucze od mieszkań, a w sercach miłość do ojców, matek, żon, mężów, braci, sióstr i dzieci. Wbrew pozorom nie wyróżniali się niczym szczególnym, poza tym aktem woli by pójść walczyć. Dziś nikt nas do walki nie zmusza, nie każe żegnać się z bliskimi, nie każe wybierać między biernym pogodzeniem się z wyrokiem śmierci, a rozpaczliwym krzykiem wyrażonym rzutem butelki czy strzałem z broni. Nikt nie wypędzi nas z mieszkań, a domów nie spali i nie zrówna z ziemią. Nie wysadzi naszych świątyń i ulic, placów i skwerów nie obróci w pustynię gruzów. Więc pamiętajmy o tych co odeszli, a także o tych którym teraz wojna zabiera to wszystko co i naszym poprzednikom zabrała. Lekcja płynąca z Powstania w Warszawskim Getcie jest taka, że zawsze jest wybór między biernością pogodzenia się z losem, a próbą zmierzenia się z nim w walce, więc dopóty walczysz jesteś zwycięzcą....
Komentarze
Prześlij komentarz